nie ogarniam tej kuwety.i to po świętach i nowym roku się tak porobiło..ad rem. wczoraj miałem jechać do pieniężna,wiadomo ,zbiórka oraz prasowanie tego co po świętach pralka u rodziców wyprała.cuś mi się wbiło do tego siwego łba ,że autobus mam o 12.00 /rzeczywiście o 11.00/, podhodze do stacji pks,hmm zawsze trochę ludzi stalo,atu pustka,sprawdzam- słowa na swój temat i mojego idiotyzmu pozwolę nie cytować.gupi ma szczęście na stopa udało się.oki. jestem u rodziców, prasowania - niooo trochę ,ale co tam do młodzieży świat należy .z ochotą zabieram się do prasowania.stop orkiestra śwagra biją.brak prądu - kurczę i w mordę - dwie godziny w plecy.dobra kończę tę ulubioną /bez cudzysłowia/ robótkę. zbiórka ,bez problemu.sobota,autobus powrotny 7.18. budzę się jakieś kilka minut po piątej,no nie o tak pogańskiej porze hadko wstawać.poleżę sobie godzinkę i wiadomo kawka ,natrysk i do domku. a jakże, jak wspaniale się śpi te dwie godzinki. obudziłem się 7.30. nie będę gonił autobusu.może i jestem dziwak ,ale nie aż tak.oczywiście z pieniężna o tej porze nijak się wydostać .może i tak dobrze .na obiad gołąbki.no cóż mama ,nie za bardzo do tej roboty się nadaje,a ja owszem.dobre były .a zupka krupniczek mamy na ogonach,echb pojadłem.ergo - sprawdza się powiedzenie - co masz zrobić dzisiaj zrób pojutrze ,będziesz miał trzy dni wolnego. tylko żeby nie weszło mi to w krew.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz